poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Informacja!

Witajcie kochani! Po 1 chciałabym powiedzieć, że nie wiem co się działo z dodawaniem komentarzy, ustawiło mi się to tak automatycznie że mogli komentować tylko Ci posiadający konto, a ja nawet o tym nie wiedziałam :/ Tak czy siak jest to już poprawione, więc każdy kto chce może już napisać swoją opinię, ja będę bardzo szczęśliwa! :*
A po 2 niestety do końca sierpnia nie pojawi się żaden post tutaj, ze względu na to, że cały sierpień praktycznie nie ma mnie w domu, Ci którzy czytają inlovewithpll znają szczegóły dlaczego tak a nie inaczej.
Buziaki!!!

piątek, 31 lipca 2015

Rozdział IV

Od namiętnego pocałunku z Chuckiem minęło już 9 dni, a ślad po nim zaginął. Nie tylko ten słowny, ale też fizycznie go po prostu nie ma. Przez pierwsze dni wydawało mi się, że chce mnie unikać, ale minęło już sporo czasu i niemożliwe, żeby ktoś tak pewny siebie jak Chuck Reed nie dawał znaku życia tak długo z powodu całowania się z dziewczyną. Każdego dnia pomimo fizycznej nieobecności, był on obecny w moim umyśle, każdego dnia. Kiedy przychodziłam do szkoły wypatrywałam go na korytarzach, w stołówce, w klasach, wszędzie, ale ani razu moje oczy go nie spotkały. Każdy nowy dzień był nadzieją na spotkanie Chucka, ale zawsze przy obiedzie, gdy widziałam że nadal go nie ma przy żadnym stoliku na stołówce, ta nadzieja po prostu się wypalała.
-Olivia, kiedy zaczniesz jeść obiad? Już się przerwa kończy!- poganiała mnie Sam, która skończyła już swoją porcję naleśników z dżemem. Kiedy jej nic nie odpowiedziałam tylko zjadłam kawałek naleśnika, przyjaciółka zaczęła ponownie mówić:
-Liv co jest z Tobą nie tak? Od kilku dni prawie nic nie mówisz, rozglądasz się, jesteś rozkojarzona. Czy ty coś bierzesz? Narkotyki uzależniają....i to bardzo.
-Co? No coś ty Sam, nic nie biorę, skąd w ogóle taki pomysł?
-Ty się jeszcze pytasz skąd? Ślinisz się i wgapiasz ciągle w jakieś martwe punkty, a ja nie mam pojęcia co z Tobą!
-To po prostu...skomplikowana sytuacja, okej?
-Okej, strzelaj.
-Co?
-No powiedz mi do cholery co jest na rzeczy!
-Um...
-UMMM- spojrzałam na nią i wywróciłam oczami, wiedziałam że muszę jej powiedzieć:
-Chuck...
-Znów Cię prześladuje sukinsyn?
-Nie, to nie to...
-A co? Olivia, nie będę grała z Tobą w jakieś pieprzone kalambury.
-Myślę, że się zakochałam.- wypaliłam, a moją twarz oblały rumieńce.
-W CHUCKU?!- wykrzyknęła brunetka, a wszystkich oczy skierowały się na naszą dwójkę.
-Cii.
-Ożeż...
Zapadła pomiędzy Nami cisza, Sam była ewidentnie w szoku, podobnie jak ja, tylko że mnie jeszcze oblewały fale wstydu, czułam się zażenowana i dobrze wiem co przyjaciółka sobie pomyślała.
-Okay.- przerwała spokojnym głosem ciszę.- Nocujesz dziś u mnie, mamy do pogadania koleżanko.- po czym się lekko uśmiechnęła, więc ja również odwzajemniła uśmiech. Uff, chyba nie przyjęła tego aż tak źle.
***
Po szkole wróciłam do domu, zjadłam obiad, spakowałam rzeczy i za zgodą mamy poszłam na noc do Sam. Był piątek, więc nie musiałyśmy się martwić szkołą i wczesnym wstawaniem następnego dnia.
-Oh witaj Olivio!- przywitała mnie z szerokim uśmiechem w drzwiach mama Sam, Pani Walsh.- Wejdź do środka, Sami jest u siebie. Herbatka, kawka?
-Nie, dziękuję Proszę Pani.- odparłam po czym wspięłam się po schodach na górę i weszłam do pokoju Sam.
Dom rodziny Sam, (zarówno jak jego mieszkańcy) był bardzo kolorowy i przepełniony różnymi cytatami na ścianach, które propagowały miłość, pokój i radość. Taa, byli troszkę hipisami, delikatnie mówiąc. Mieli dziwne zwyczaje- wszyscy nie jedli nigdy mięsa, bo zwierzęta uważają za przyjaciół i rodzinę, pili swoje herbatki ziołowe, a czasem widziałam nawet jak Pani Walsh pali jointa na balkonie. Pan Walsh ma długie włosy, które jedynie od okazji wiąże w kucyk i jak na mężczyznę zbyt często nosi ubrania w kwiatki. Jak zauważyliście mówiłam o rodzicach Sam, a nie o niej samej- otóż Sam jest inna od państwa Walsh, szczególnie jeśli chodzi o styl bycia i ogólne wyczucie mody. Ona nie lubi tych wszystkich kolorowych ubrań, woli się ciągle ubierać na czarno i przede wszystkim wszystko co jest z nią związane w odróżnieniu do jej rodziców jest minimalistyczne. Nie żeby Sam była jakąś emo czy kimś takim, ona jest kompletnie normalna, po prostu lubi kolor czarny. Jej pokój również się mocno wyróżnia na tle całego domu. Ze względu na czarne ściany jest oczywiście o wiele, wiele ciemniejszy od innych pokoi w których panuje żółć, pomarańcz lub czerwień. Pamiętam jak kiedyś, w gimnazjum Sam mi opowiadała zabawną historię jak to jej mama myślała, że ją szatan opętał i kazała jej chodzić codziennie po 2 razy do kościoła, ze względu na zamiłowanie córki do koloru czarnego. Potrzebowała czasu żeby zrozumieć, że jej dziecko nie jest hipiską tak jak ona i nigdy nie będzie takim lekko duchem. Mało kto wierzy Sam za pierwszym razem kiedy przedstawia swoich rodziców, ponieważ są do siebie kompletnie niepodobni.
Kiedy weszłam do jej pokoju widziałam uchylone drzwi od balkonu i Sam siedzącą na zewnątrz. Gdy usłyszała dźwięk zamykanych drzwi od razu się zerwała i wróciła do środka.
-Hej mała.- powiedziała po czym rzuciła się na swoje łóżko.
-Hej.- odparłam i usiadłam obok niej.
-Więc co to za shit związany z twoim zakochaniem?- spytała, po czym ja westchnęłam i położyłam się na plecach obok niej.
-Nie wiem...sama nie wiem.
-Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć, prawda?
-Wiem.
-Więc dawaj.
-To po prostu trudne dla mnie Sam, ja po prostu...znów weszłam w to samo bagno.
-Czemu to zrobiłaś, nikt Cię nie zmusił do wchodzenia do tego bagna.
-On mnie zmusił.
-Jak?
-Pamiętasz pierwszy dzień szkoły, kiedy się spotkałyśmy pierwszy raz?- dziewczyna przytaknęła w odpowiedzi na moje pytanie bacznie mi się przyglądając.- Tego dnia przed twoim pojawieniem się, Chuck mnie zaczepił. Zachowywał się jakby mnie nie znał. Rozmawialiśmy przez jakąś minutę, ale na jego widok znów coś się zadziało we mnie...Ale...pomyślałam, że to po prostu strach przed jego osobą, tak to sobie tłumaczyłam. Potem, następnego dnia była ta impreza u dziewczyny, której imienia nie pamiętam.
-Staisy,
-No właśnie. Na tej imprezie Chuck i jego koledzy bili jakiegoś chłopaka, ja ich nakryłam i powiedziałam żeby dali tamtemu spokój. Zadziałało. Tam spytał mnie o imię, byłam przerażona więc przedstawiłam się jako Madison, powiedział, że jestem mocna i że to lubi i... pocałował mnie...
-CO
-Ale ja go od razu odepchnęłam od siebie, przysięgam, od razu. I po tej sytuacji od razu wyszłam z imprezy i wróciłam do domu.
-I co? Po jednym buziaku się w nim zakochałaś? Czy Ty masz mózg?
-Nie, nie, po jednym.
-To nie jest koniec twojej historii?- zapytała Sam szeroko otwierając oczy z zaskoczenia.
-Nie...
-Okay, słucham dalej.
-Pamiętasz jak podszedł do Nas na stołówce? To było dzień później.
-Tak, chciał z Tobą porozmawiać.
-Powiedział wtedy, że chce się ze mną spotkać w parku, o 21.
-I TY POSZŁAŚ?
-Tam się okazało, że mnie poznał, wiedział że jestem Olivia a nie żadna Madison bo tak do mnie powiedział. Zaczął mi grozić, że jeśli go wydam do kogokolwiek to będzie po mnie.
-Jak to go wydasz?
-Chuck diluje, myślał że na tamtej imprezie dowiedziałam się, ale ja widziałam i słyszałam tylko jak kopali chłopaka. Kopali go za to, że nie zapłacił im za narkotyki, ale to on mi o tym powiedział tamtego dnia, sama nie wiedziałam. Rano w szkole był apel...
-Pomyślał, że wydałaś go dyrektorowi.
-Tak. I potem, po lekcjach, został pobity przez swoich kolegów za to, że przez niego nie mogą już dilować w szkole.
-Świetni koledzy...
-Czułam się winna, więc...
-Więc co Olivia?
-Powiedziałam, żeby poszedł ze mną do domu i ja opatrzę mu krwawiące rany. W domu dowiedziałam się, że jego koledzy chcieli dorwać mnie, ale on się za mną wstawił i to dlatego pobili jego.- widziałam na twarzy Sam wielkie zdziwienie, ale kontynuowałam swoją historię.- Rozmawialiśmy. Przeprosił mnie za wszystko, powiedział, że żałuje i nigdy nie był z tego dumny. A potem...zaczął mnie całować, my zaczęliśmy się całować, ale z jego inicjatywy. Nie odepchnęłam go. Trwało to jakieś 2 minuty, potem podziękował za pomoc i wyszedł i od tamtej pory nie widziałam go.
-OŻEŻ W MORDĘ. Olivio Torres zszokowałaś mnie.
-Siebie samą także.
-Skąd wiesz, że się zakochałaś?
-Nie wiem tego, ale wiem, że mam straszną słabość do niego i kiedy mnie pocałował wtedy u mnie...nie mogłam go odepchnąć. Poczułam miliony motylków w brzuchu. I teraz tak strasznie go wyczekuję w szkole na każdym kroku, ale jego...nigdzie nie ma.- wypowiadając trzy ostatnie słowa moje oczy wypełniły łzy.
-Hej, hej, mała. Czemu płaczesz?
-Bo chciałabym żeby on był.
-Livy przecież ten chłopak to ścierwo. Prawdopodobnie czułe słówka z jego strony to jakieś wstrętne zagranie żeby zrobić jakiś kawał. Narobił Ci nadziei i teraz specjalnie się nie pokazuje żeby Cię dręczyć, tacy jak on nigdy się nie zmieniają.
-Nie Sam. Nie słyszałaś tego. On był taki szczery, widziałam to w jego oczach!- rozpłakałam się, a Sam mnie przytulała.- On ma takie ładne te oczy...
-Dobra mała, dość płaczu. Nie możesz znów przez niego płakać.
-Nie mam nic innego do roboty.
-A żebyś wiedziała, że masz. Wstawaj i zakładaj buty, wychodzimy.
***
Sam namówiła mnie na podkradnięcie się pod dom Chucka. To było szalone, ale ona miała rację...tylko tak mogłam się dowiedzieć co z nim. Obydwie miałyśmy czarne bluzy, więc pod osłoną nocy byłyśmy generalnie mało widoczne. 
-Okay, jesteśmy.- wyszeptała Sam kiedy znajdowałyśmy się pod wielką willą rodziny Reed.
-Co teraz?
-Wiesz które okno to jego pokój?- spytała, a ja przecząco pokręciłam głową.- No dobra, to chodźmy pod te, światło się tam świeci.- odparła przyjaciółka pokazując palcem wielkie okno z prawej strony budynku. Skradając się przykucnęłyśmy po obydwu stronach okna nasłuchując się czegokolwiek.
-Tam nic nie...
-Ciii- przerwała mi przyjaciółka, no ale fakt był faktem, że pomimo zapalonego światła panowała grobowa cisza.
-Dobry wieczór.- odezwał się w pewnym momencie gruby, męski głos. Sam zrobiła minę "A nie mówiłam?", lecz ja byłam zbyt zajęta przysłuchiwaniem się żeby jej jakkolwiek odpowiedzieć.
-Oh dobry wieczór detektywie. I jak? Wiecie coś?- zdecydowanie mama Chucka. Znałam ją, bo kiedyś sprzedawała ciastka na festynie rodzinnym, dzięki czemu rozpoznałam jej głos. Była zrozpaczona.
-Niestety nie, ale nie zniechęcamy się i nadal szukamy. Tylko jest jedna sprawa...czy Państwo są pewni, że syn nie uciekł z domu? Mając 18 lat dziecko ma prawo się po prostu wynieść z domu.
-A co za głupoty Pan opowiada?! Mój syn nigdy by nie uciekł z domu, z resztą co? Wyniósł by się, zostawiając tu wszystkie swoje rzeczy?- powiedział bardzo nerwowo, za pewne ojciec Chucka.
-Spokojnie, proszę zachować spokój.
-Jak mamy zachować spokój? Nasz syn zniknął, nie ma go od ponad tygodnia a policja nie jest w stanie go znaleźć!
-Niech się Pani chociaż spróbuje uspokoić, tak jak powiedziałem, nie zniechęcamy się i wciąż go szukamy. 

Chuck zniknął? Ale jak? Co oni wygadują? Jak to zniknął? Przecież człowiek nie może od tak sobie zniknąć? Co się dzieje? 
______________________________________
Cześć! Witam Was w już czwartym rozdziale :) Bardzo dziękuję osobom, które systematycznie komentują ale jestem zaskoczona, ponieważ pod 1 rozdziałem było o wiele, wiele więcej komentarzy niż aktualnie także baardzo proszę osoby, które tam wtedy się pojawiły niech skomentują też tutaj. Widzę po liczbie wyświetleń, że jest Was tutaj sporo co mnie bardzo cieszy, ale chciałabym znać Wasze opinie bo to mnie bardzo motywuje do dalszego pisania, kiedy widzę że się Wam podoba co robię- wtedy wiem, że chcecie więcej no i z większym zapałem podchodzę do pracy, pisania :) 
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Do zobaczenia w następnym rozdziale :*

środa, 22 lipca 2015

Rozdział III

"Przyjdź"
Jego głos rozchodził się w mojej głowie. Stałam wstrząśnięta, w ogromnym szoku.
O co chodzi temu chłopakowi?
Nienawidzę, że pomimo jak go nie cierpię jednak coś mnie ciągnie do niego. Mama zawsze mi powtarzała, że mnie ciągnie tam gdzie się coś złego kroi, kolejny raz się to sprawdza, ale tym razem w kontekście chłopców...
Myślę, że jestem nienormalna- jeszcze dziś rano byłam przerażona i bałam się komukolwiek cokolwiek powiedzieć, a teraz mam zamiar w nocy, po ciemku spotkać się z moim dawnym prześladowcą, który mnie nawet nie pamięta i zmusił do pocałowania.
Która 17 latka ma takie życie?
Taa... chyba tylko ja.
***
Wyszłam z domu mówiąc mamie, że Sam potrzebuje mojej pomocy i nie zajmie mi to długo. Przez to, że zawsze byłam taką samotniczką i nigdzie nigdy nie wychodziłam to teraz mama mnie puszcza tak naprawdę wszędzie- gdzie i kiedy chcę. Pewnie cieszy się, że jej córka w końcu zaczyna żyć, oj gdyby tylko wiedziała do kogo idę.
Park w Detroit był kawałek od centrum, więc troszkę się przespacerowałam. Całą drogę napełniałam się odwagą i przypominałam sobie, że nie jestem już tym popychadłem z gimnazjum, umiem się obronić, umiem powiedzieć co czuję i nie mam zamiaru się bać Chucka. Kiedy byłam w 1 gimnazjum a on w 2 różnice wiekowe były bardziej widoczne pomimo, że to tylko jeden rok. Dzieciaki z 2 klas uważały się za o wiele lepsze od tych z 1 i tak jak było to u mnie, były szykanowane i wyśmiewane. Dziś, w liceum, nie widać już czegoś takiego, nie jest to odczuwane.
 Kiedy już dotarłam Chuck siedział na jednej z ławek przy samym wejściu. Na mój widok od razu się podniósł.
-Cześć.- powiedział nieśmiało, a ja odpowiedziałam mu tym samym. Między nami rozległa się niezręczna cisza, którą on przerwał słowami:
-Dzięki, że przyszłaś...Olivia.
CO CO CO
Moje ciało oblał zimny pot, dłonie zaczęły się trząść. Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami ze zdziwienia i przerażenia. Przecież przedstawiłam się mu jako Maddie, skąd on wie że mam na imię Olivia? Boże jestem przerażona, chcę wrócić do domu.
-Wszystko okej?- spytał patrząc na mój strach, ale ja nie byłam w stanie nic odpowiedzieć. Bałam się cokolwiek powiedzieć.
-Okej, usiądź obok mnie.- powiedział Chuck i usiadł na ławce czekając aż ja to zrobię. Po chwili namysłu tak też zrobiłam. Spojrzałam na niego niemalże mając w oczach łzy.
-O co Ci chodzi?- spytałam drżącym głosem, nie patrząc na niego.
-Słuchaj widziałaś coś czego nie powinnaś i moim zadaniem jest Cię uciszyć.
-Że co?
-Nie masz prawa powiedzieć nikomu o tym, że diluję.
-Dilujesz?
-Przecież widziałaś na imprezie.
-Nie, nie widziałam. Widziałam jedynie to jak kopaliście chłopaka, tyle.
-Kopaliśmy go dlatego, że był winny kasę za dragi. Czekaj nie wiedziałaś o tym?
-NIE.
-Ale teraz już wiesz...
-I jest to wina twoja?
-Jeśli coś komukolwiek piskniesz to przyrzekam, że będziesz tego żałowała przez długi długi czas. Zrozumiane?
Zobaczyłam w nim znowu tego przerażającego Chucka więc szybko skinęłam głową, po czym mój rozmówca odwrócił się na pięcie i odszedł. Stałam nie mogąc wykonać jakiegokolwiek ruchu, każda cząsteczka mojego ciała była jakby zamrożona.
***
Następnego dnia w szkole czułam się tak samo wystraszona jak ostatniego wieczoru, a kiedy tylko gdzieś na korytarzu przez przypadek ujrzałam Chucka zaczynałam się trząść. Jak mogłam się wkopać w takie problemy? Przecież chciałam tylko pomóc chłopakowi, którego bili, czemu teraz wszystko się obraca przeciwko mnie? Nic nie zrobiłam złego, o Boże...

Po 4 lekcji wszystkie klasy zostały zwołane na główny korytarz, gdzie stał Pan Dyrektor z nad wyraz poważną miną.
-Już siadać i być cicho!- wrzasnął po czym wszyscy zajęli miejsca i zapadła grobowa cisza.
-Sprawa pomimo, że jet dosyć delikatna to nie będzie przeze mnie ukrywana- w szkole zostały znalezione narkotyki. Jak wiecie nie mają one nóg i same nie przyszły, a więc ktoś szalenie nieodpowiedzialny je tu przyniósł. Na dodatek mamy kilku świadków, którzy przyznali, że w szkole można kupić takie używki. Liczę na to, że osoby które do tej pory się zajmowały narkotykowym handem zaprzestaną po dzisiejszym apelu, w przeciwnym razie, jeśli kogoś złapiemy- a będziemy bacznie wszystko obserwować- zostanie on niezwłocznie wyrzucony ze szkoły. A teraz wracajcie na lekcje.
-Ty!- usłyszałam krzyk, a kiedy się odwróciłam zobaczyłam wściekłą twarz Chucka Reeda.- Powiedziałem Ci coś wczoraj, nie słyszałaś?!
-O co Ci znowu chodzi Chuck? Nie obchodzą mnie twoje dragi.
-Tak?! I dlatego powiedziałaś o tym dyrektorowi?!
-Nie powiedziałam nikomu nic na ten temat.
-NIE KŁAM
-Po co miałabym to robić?
-Myślisz, że jestem taki głupi i nie wiem, że nie masz na imię Maddie? Jesteś Olivia Torres. Dręczyłem Cię w gimnazjum, a teraz masz okazję się zemścić i mnie zniszczyć tak jak ja i moi kumple niszczyliśmy Ciebie. Pomimo to miałem wrażenie, że jesteś inna, nie wiem skąd takie wrażenie, ale widocznie było mylne. 
Odszedł nie odwracając się. 
To było za dużo. Za często doznawałam tych szoków. Poznał mnie. Chuck mnie poznał. W zasadzie wczoraj też powiedział do mnie "Olivia"...A może ktoś mu po prostu powiedział, że to ja? A jeśli wiedział od razu? 
Do końca lekcji myślałam o rozmowie z Chuckiem, było mi bardzo przykro i czułam się winna, pomimo tego, że nic nie zrobiłam. Po prostu jestem osobą, która zdaje sobie sprawę z tego, że jest dobrym człowiekiem i nie lubi być postrzegana jako zły. Dodatkowo nie dawały mi spokoju słowa Chucka, które wypowiedział w parku, a mianowicie-"Jeśli coś komukolwiek piskniesz to przyrzekam, że będziesz tego żałowała przez długi długi czas. Zrozumiano?"
 Nie wiedziałam co zrobić, ale ostatecznie zdecydowałam się na rozmowę. Wiedziałam, że zawsze po szkole Chuck i jego kumple grają na boisku szkolnym, więc tam też się udałam; nie zobaczyłam jednak tego czego się spodziewałam. 
Kilku chłopaków stało i pokładali pięściami jednego leżącego na ziemi, powtórka z rozrywki z imprezy tylko, że bitym chłopakiem był...Chuck. Od razu zaczęłam biec w ich stronę i krzyczeć, ale wywołało to jedynie śmiech napastników, którzy nie przestali znęcać się nad swoim kolegom.
-Zostawcie go!- krzyknęłam na nich kiedy dobiegłam, próbując ich jakoś rękami popychać, ale oczywiście byli zbyt wielcy i dobrze zbudowani żebym fizycznie mogła coś osiągnąć.
-Lala nie baw się w bohaterkę tylko lepiej powiedz czemu ty i Chuck wygadaliście dyrektorowi sprawę dragów hm?
-Co? Ja nic nie wygadałam!- wrzasnęłam ponownie próbując ich jakoś odsunąć od Chucka.
-Weź... dobrze, że Chucky się za Tobą wstawił bo to Ty byś tu leżała z rozwalonym nosem.- warknął najwyższy z nich.
-Dobra, ludzie idziemy.- powiedział zdaje się, że kapitan całej grupki i wszyscy się rozeszli zostawiając mnie z krwawiącym Chuckiem na boisku. Chłopak wyglądał fatalnie- miał podbite oko, rozwalony nos i dolną wargę, dodatkowo ogólnie był nieźle poturbowany przez uderzenia napastników.
-Idź.- wymamrotał pod nosem.
-Nie.- odpowiedziałam z przekonaniem kucając przy nim.
-Idź.
-Nigdzie nie idę Chuck. 
-Zniszczyłaś mnie. Jesteś zadowolona? Super, więc idź.
-Boże czemu Ty tak strasznie nie chcesz i nie potrafisz zrozumieć tego, że ja nic nikomu nie powiedziałam, żadnemu dyrektorowi, żadnemu uczniowi, żadnemu nauczycielowi, nikomu.- mówił z dużym przejęciem, a chłopak spojrzał na mnie bardziej ufnie niż do tej pory.
-Jak nie Ty to kto niby?
-Serio myślisz, że tylko Ty i twoi koledzy zajmujecie się handlem narkotyków w szkole? 
-W sumie,,,
-No właśnie.
Zrodziła się pomiędzy nami cisza, którą po kilku minutach przerwał Chuck:
-Przepraszam.
-Powinieneś już wstać.- zaproponowałam.
-To bez sensu bo i tak nie mogę iść w takim stanie do domu.
-Okej, mam pomysł.
-Hm?
-Chodź ze mną do mnie, pomogę Ci i jakoś Cię ogarniemy chociaż trochę.
-To nie jest dobry pomysł.
-Dlaczego?
-Twoi rodzice nie będą zadowoleni jak zobaczą twojego prześladowce w drzwiach ich domu.
-Dziś obydwoje są na całodniowych zakupach poza miastem, więc nie muszą wiedzieć.
-Okay.- odparł chłopak, po czym pomogłam mu wstać i ruszyliśmy w stronę mojego domu. Było mi go bardzo szkoda i nie wahałam się czy mu pomóc czy nie, poza tym to w zasadzie z mojego powodu dostał dlatego wypadałoby się odwdzięczyć. 
***
-To twój pokój?
-Jak widać.
-Będę się starał żebym nic nie zakrwawił.- powiedział, a ja w odpowiedzi się uśmiechnęłam. Następnie zabrałam się za opatrzenie jego ran i ścieranie krwi z twarzy. 
-Czemu to robisz?
-Czemu robię co?
-Pomagasz mi.
-Po prostu chcę Ci pomóc.- odparłam nie odrywając się od swojej pracy, a kiedy nastąpiła dziwna cisza między nami postanowiłam ją zakończyć:
-Czemu Ty to zrobiłeś?
-Czemu zrobiłem co?
-Wstawiłeś się za mną.
-Chciałem.
-Czemu?
-Moi pseudo kumple są niebezpieczni, mogli zrobić Ci krzywdę, bo nie mają żadnych skrupułów. Nie obchodzi ich, że jesteś dziewczyną i nie można bić dziewczyn, skrzywdziliby Cię Olivio.
Przez wymówienie mojego imienia przypomniały mi się wszystkie wątpliwości, a że nie bałam się już Chucka postanowiłam wykorzystać tą rozmowę żeby dowiedzieć się wszystkiego co mnie zastanawiało. 
-Ale czemu Cię obchodzi to co by mi się stało? Nie znamy się.
-Nie jestem dumny z tego co Ci robiłem kilka lat temu. 
-Tak czy siak nie byłeś prowokatorem wszystkich akcji mających na celu upokorzenie mnie.
-Wiem, ale brałem udział we wszystkim. Dopiero kiedy się dowiedziałem, że musiałaś się wyprowadzić zrozumiałem co zrobiłem. Chłopaki się śmiali, ale mi nie było do śmiechu. Kiedy zobaczyłem Cię wtedy tego pierwszego dnia pod szkołą poznałem Cię, twoją twarz i pomyślałem, że to jakaś druga szansa, że dostałem drugą szansę i że nie mogę być tamtym chłopakiem już dłużej.- powiedział po czym odsunął twarz od moich dłoni i stanął na przeciwko mnie. Patrząc mi prosto w oczy swoimi diamentowymi oczami powiedział:
-Przepraszam za wszystko co Ci zrobiłem. 
Stałam nieruchomo, nie wypowiadając żadnego słowa ale Chuck wciąż na mnie patrzył. Po chwili delikatnie się pochylił, powoli przybliżył swoją twarz do mojej i musnął moje usta, tym razem go nie odepchnęłam od siebie. Kiedy zobaczył, że nie protestuję pocałował kolejny raz i kolejny i kolejny. Wziął mnie na ręce i posadził na biurku całując coraz śmielej.
-Przepraszam.- wyszeptał do ucha i złożył kolejny pocałunek na moich ustach.
-W porządku,- odpowiedziałam dostając następny pocałunek. W pewnym momencie jednak Chuck zwolnił, wziął moją twarz w swoje dłonie pocałował bardzo delikatnie ostatni raz moje usta a następnie czoło po czym powiedział "Dziękuję za pomoc" i wyszedł.

Co się właśnie stało?
___________________________________
Cześć! Przepraszam za tą długą przerwę, ale nie miałam jak pisać ze względu na kilka trudnych sytuacji. Dziś tak jak obiecałam rozdział dłuższy :) 
CZYTASZ=KOMENTUJESZ!
Bardzo Was proszę- z szacunku do mnie i mojej pracy niech każdy kto dotarł do tego miejsca zostawi coś po sobie w komentarzu :)
Pozdrawiam :*

poniedziałek, 13 lipca 2015

Rozdział II

-Cześć!- krzyknęłam wchodząc do domu.
-Hej kochanie. Jak poszedł pierwszy dzień?- odpowiedziała swoim zdecydowanie zbyt optymistycznym głosem mama.
-W porządku, tak sądzę.
-Coś więcej?
-Nie.
-Olivka...
-Tak?
-Wiem, że jest Ci ciężko, naprawdę to wiem. Możesz mi nie wierzyć, ale ja wiem. Jestem twoją mamą i boli mnie kiedy widzę smutek na twojej twarzy. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie wejdziesz do tej szkoły z szerokim uśmiechem i podniesioną głową, ale trochę więcej pozytywnego nastawienia nie zaszkodziłoby Ci kochanie. Będąc pozytywnym człowiekiem łatwiej jest przenosić góry, wiem co mówię. Staraj się też nabrać odwagi, nawet względem tych ludzi którzy Cię krzywdzili, jesteś silna i żaden byle jaki gówniarz Cię już nigdy więcej nie pokona, wiesz o tym. Jesteś silniejsza niż wcześniej.- pocałowała mnie w czoło, a ja poruszona jej słowami poszłam do swojego pokoju. 
Myślę, że to co powiedziała miało dużo sensu. Nie jestem człowiekiem, który jest zamknięty na innych, ani na ich słowa, wręcz przeciwnie- kiedy ktoś coś mi mówi zawsze się zastanawiam nad tym, nad sobą i pewnie spędzałabym cały wieczór w rozważaniu słów mamy gdyby nie telefon...
-Halo?
-Hej Olivia!- usłyszałam piskliwy głosik, który ciężko mi było rozpoznać.
-Kto tam?
-Staisy z hiszpańskiego, siedziałyśmy obok siebie, nie pamiętasz?
-Aa Staisy, co tam?- odparłam po skojarzeniu faktów. Co prawda tylko mi się przedstawiła i więcej nie rozmawiałyśmy, ale niech jej będzie.
-Wybacz, że tak dzwonię, ale Greyson dał mi twój numer.
-Um okay, w porządku.
-O 20 jest u mnie impreza z okazji rozpoczęcia roku szkolnego i będą wszyscy, wpadniesz?
Olivia Torres i impreza, dobre.
Ale, nie stop.
Więcej pozytywnego nastawienia.
Więcej odwagi.
Więcej pozytywnego nastawienia.
Więcej odwagi.
Więcej pozytywnego nastawienia.

-Jasne. Gdzie mieszkasz?
***
Rodzice byli zachwyceni pomysłem pójścia na imprezę i bez wahania się zgodzili pod warunkiem, że ze względu na szkołę będę w domu nie później niż o 12. Na tą okazję wybrałam "sukienkę", która w rzeczywistości była ogromną koszulą w kratę, ale podobało mi się to jak ją przeistoczyłam. Do tego wybrałam czarne slip-ony, założyłam kilka bransoletek, lekko podkręciłam włosy, poprawiłam makijaż i byłam gotowa do wyjścia. Ponieważ nie miałam pojęcia gdzie Staisy czy jak tam ona się nazywała mieszkała pomimo jej tłumaczeń to Greyson zaproponował mi podwózkę. Był pod moim domem równo o 20.
-Cześć.- powiedziałam zajmując miejsce obok niego w samochodzie.
-Hej. Świetnie wyglądasz.
-Dziękuję. 
-Nie dziękuj, mówię prawdę.
Resztę drogi spędziliśmy na rozmowie co tam się u Nas wydarzyło w ciągu ostatnich lat. Dowiedziałam się, że chłopak był kapitanem cheerleaderek w 3 klasie i dzięki temu tak schudł, a także ponownie stał się obiektem żartów chłopaków z drużyny piłkarskiej. Nim się obejrzałam byliśmy już pod domem dziewczyny z piskliwym głosem.
Jej dom był takiej średniej wielkości, ale działka sama w sobie ogromna. Kiedy tylko wysiedliśmy z samochodu blondynka podbiegła do Nas żeby się przywitać- wyglądało to dosyć zabawnie, ponieważ miała cholernie wysokie buty i tak obcisłą sukienkę, że ciężko jej się poruszało nogami.
-Heej! Taak się ciieeeeszę, że tu jesteśściee.
Podpita była już nieźle, więc jedynie uśmiechnęłam się i ominęłam ją, Greyson został. Postanowiłam się rozejrzeć i znaleźć sobie miejsce. Cała impreza odbywała się z tyłu domu- był tam ogromny basen, barki z barmanami, którzy wykonywali jakieś sztuczki z kieliszkami, leżaki na których całowali i rozbierali się nastolatkowie i rozłożony ogromny parkiet taneczny, obok którego stały również spore głośniki z których dudniła muzyka. Staisy nie żartowała- tam naprawdę byli wszyscy, gigantyczny tłum ludzi. Nigdy nie byłam na żadnej imprezie, więc ilość osób, alkoholu i ogólnie wszystkiego spowodowała, że poczułam się zafascynowana, ale także zagubiona i przytłoczona. Podeszłam do jednego z barków po piwo i usiadłam przy basenie na jednym z leżaków. Jeszcze nie zaczęło mi się dobrze nudzić, a zza krzaków obok usłyszałam jakiś płacz. Zerwałam się żeby zobaczyć co się dzieje i gdy podeszłam zobaczyłam 4 chłopaków- jeden leżał na trawie a pozostali go kopali i się z niego śmiali.
-Co do cholery...
-Paniusiu, lepiej stąd zabieraj swój zgrabniutki tyłeczek.- parsknął jeden, a ja słysząc ten tekst przewróciłam oczami.
-Lepiej Ty go zostaw w spokoju.- odpowiedziałam zakładając ręce na piersi. Nie wiem czy to ta mama tyle odwagi we mnie włożyła jednym przemówieniem? Przecież Ja nigdy bym czegoś takiego nie powiedziała i to jeszcze jakiemuś gorylowi.
-Słuchaj mi się nie
-Przestań Sean, idźcie chłopaki.- powiedział Chuck. Chuck. Jak mogłam go nie zauważyć? To dopiero pierwszy dzień a już postawiłam mu się dwa razy. Boże, co ja robię ze swoim życiem? Po tym wszystkim na pewno nie będę miała życia w szkole. Ale to nic, nie bój się Olivia, więcej odwagi.
Koledzy Chucka i ich ofiara odeszli, ale on nadal stał na przeciwko mnie.
-Nieźle gapiku...
-Słucham?
-Widzieliśmy się na oczy tylko dwa razy a Ty za każdym razem mnie stłamsiłaś.- zaśmiał się. Ja bym nie powiedziała, że męczenie się z Nim i jego kolegami przez rok i znoszenie upokorzeń było widzeniem się na oczy dwa razy, ale no cóż... słabą ma pamięć.
-Ja...- moja pewność siebie zaczęła uciekać, wszystko przez te jego diamentowe oczy. Przerażały mnie a jednocześnie tak ekscytowały.
-Chuck,- powiedział wyciągając do mnie rękę. 
Podać mu moje prawdziwe imię czy zmyślić? 
Domyśli się jak mu podam prawdziwe?
-Maddie, Madison.- odpowiedziałam po chwili namysłu i niepewnie uścisnęłam jego dłoń.
-Mam wrażenie, że już się gdzieś widzieliśmy... Maddie.- powiedział badawczo mi się przyglądając, a ja w duchu dziękowałam sobie że nie przedstawiłam się jako Olivia. 
-Ja nie mam takiego wrażenia.
-Żyletka.
-Słucham?
-Jesteś mocna, nie taka jak inne dziewczyny. Lubię to.- mówił przybliżając się do mnie. Próbowałam się odsuwać, ale nic to nie dało bo on i tak się przybliżał. Chuck pochylił głowę, złapał moją i przycisnął moje usta do jego. Nim się zdążyłam wyrwać już muskał moje wargi.
-Przestań.- krzyknęłam, odpychając go od siebie. 
-Co? Nie chcesz?
-NIE
-Każda chce.
-Nie jestem każda.- wycedziłam przez zęby i przysięgam, że jego oczy chociaż przez moment miały inny wyraz. Nie były tak pewne siebie, czy jemu było przykro? Nie, to nie jest możliwe bo Chuckowi nigdy nie jest przykro. Spojrzałam na niego z pogardą i odeszłam.
Imprezy są głupie.
***
Następny dzień w szkole pomimo spokojnego początku miał swój punkt kulminacyjny o 12. Razem z Greysonem i Sam siedzieliśmy na stołówce kiedy Chuck się zjawił. Niespodziewanie podszedł do Nas, na jego twarzy widać było skruchę.
-Spierdalaj mi stąd już.- krzyknęła Sam zanim Chuck zdążył cokolwiek powiedzieć.
-Mogę Cię poprosić?- ignorując słowa mojej przyjaciółki zwrócił się do mnie, a ja bez słowa wstałam i odeszliśmy kawałek tak aby rozmowa była tylko między nami. Mega mnie to zaskoczyło i ogólnie była to dziwna sytuacja, ponieważ widziałam jego twarz a on nie był kimś takim- nie był kimś kogo obchodzą uczucia innych.
-Co?-spytałam.
-Chcę się z Tobą spotkać dziś o 21 w parku.
-Że co?
-Przyjdź.- powiedział i odszedł zostawiając mnie z milionem pytań w głowie.

Kim ten chłopak tak naprawdę jest? 
I czego ode mnie chce?
Czego oczekuje?
O czym myśli?
Kim jesteś Chucku Reedzie?
______________________________________________
Hej Wam :) Chciałabym na początku podziękować Wam za naprawdę ogromną liczbę wyświetleń w krótkim czasie- już po 2 dniach od utworzenia bloga było prawie 700 wejść, a teraz jest prawie 1000! Wow! Naprawdę jesteście niesamowici i z całego serca dziękuję <3 Drugą sprawą są oczywiście komentarze :) Dziękuję każdej osobie z osobna za czas przeznaczony na napisanie tego jednego czy kilku zdań opinii, z ręką na sercu każdy komentarz sprawia uśmiech na mojej twarzy i daje mi masę motywacji także:
czytasz=komentujesz!
Z szacunku do mojej pracy proszę jeśli już dotrwałeś dotąd i przeczytałeś to zostaw te kilka słów w komentarzu :) 
Pozdrawiam i całuje, mam nadzieję że rozdział się Wam spodoba :) Dobrej nocki! <3 
P.S Przepraszam, że taki troszkę krótki ale no niestety ten musiał tak wyglądać :D

czwartek, 9 lipca 2015

Rozdział I

Kiedy budzik zadzwonił usiadłam na swoim łóżku, przetarłam oczy i zaczęłam rozglądać się po pokoju. Wczoraj wieczorem byłam tak zmęczona podróżą, że nawet nie zwróciłam uwagi na to jak wszystko wygląda tak samo. Rodzice nie sprzedali domu, tylko go tu zostawili, nie wiem czy wiedzieli że tu wrócimy czy coś innego kierowało ich przy podejmowaniu tej decyzji. Za jego sprzedaż mogliby zgarnąć bardzo dużo pieniędzy- budynek jest duży, znajduje się w centrum miasta, otacza go spory i ładny ogród, wnętrze ma zadbane i gustowne a jednocześnie przytulne. Mama zajmowała się wystrojem mieszkania i trzeba jej przyznać, że stanęła na wysokości zadania. Na ścianach przeważają jasne, delikatne kolory, podłoga w każdym pokoju jest z jasnego drewna, a dodatki są w odcieniach różu. Mój pokój również został przygotowany w takim stylu. Od zawsze uwielbiam swój pokój, jest jedyną rzeczą w moim życiu, której nie chciałam zmieniać. Szczerze mówiąc tęskniłam za nim w Londynie, gdzie wystrój mieszkania był ciemny i ciężki. Zeskoczyłam z łóżka i przykucnęłam przy nierozpakowanej walizce, z której wyciągnęłam czarne jeansy, szarą bluzkę na długi rękaw przypominającą sweter i kurtkę jeansową. Szybko ubrałam się w naszykowane rzeczy i poszłam do łazienki. Po umyciu zębów, rozczesałam krótkie blond włosy, po czym zabrałam się za makijaż. Mój codzienny makijaż był bardzo delikatny i prosty- nakładałam trochę podkładu, pudru, malowałam rzęsy, usta i na koniec lekko wypełniałam brwi. Spojrzałam w swoje odbicie w lustro po czym wzięłam 3 duże wdechy i wyszłam z łazienki. Czekał mnie bardzo trudny dzień, musiałam się zmierzyć z moim największym strachem.
Pożegnałam się z rodzicami, zarzuciłam plecak na ramię, założyłam buty i zamknęłam za sobą drzwi.

***
Liceum znajdowało się mniej więcej 15 minut drogi piechotą od mojego domu i było połączone z gimnazjum. Kiedy w końcu stanęłam przed gmachem szkoły zagryzłam usta żeby się nie rozpłakać, reakcję tą wywołał we mnie widok starej szkoły i natłok wspomnień twarzy ludzi, którzy spowodowali we mnie wolę śmierci. 
Spokojnie Olivia. Nie jesteś już tamtą dziewczyną, zniszczyłaś tamtą dziewczynę i pozwoliłaś narodzić się nowej. Tamten rozdział jest zakończony od 3 lat i nie wróci już. Prawda?
-Nigdy nie widziałaś placówki edukacyjnej? 
-Co?- odwróciłam się nie słysząc początkowo wypowiedzianych słów przez męski głos.
-Stoisz tak wgapiona w jakąś budę, że to mnie nieco przeraża.
Chuck.
Zamurowało mnie.
To Chuck.
Stoi tak po prostu przede mną i zagadał do mnie nie pamiętając kim jestem.
-A teraz stoisz wgapiona we mnie...robi się coraz dziwniej. 
-Oh przepraszam, ja po prostu, dla mnie, um, e no 
-Jasne, rozumiem, do zobaczenia...gapiku.- odpowiedział i odszedł machając mi.
Świetnie. Ja nawet jak nic nie mówię to muszę od razu zrobić na kimś złe wrażenie. Chociaż akurat na opinii Chucka mi nie zależy, to idiota. Jest jedną z osób, które zniszczyły mi psychikę i pomimo, że czułam do niego to i owo nie chcę mieć z nim nic wspólnego, dla mnie to człowiek bezwartościowy, który nie ma nic w głowie, a co dopiero w sercu. Nienawidzę go, bufon. 
Ale no trzeba mu przyznać- wyprzystojniał jeszcze bardziej. Dobra. Koniec Olivia, nie wejdziesz znowu w to gówno. 
W pewnym momencie poczułam na swoim ramieniu czyjąś rękę a gdy się odwróciłam zobaczyłam Sam.
-Olivia Torres?- zapytała, a gdy zobaczyła moją twarz jej oczy się maksymalnie rozszerzyły z zaskoczenia. W odpowiedzi lekko się uśmiechnęłam, a gdy ta zobaczyła że ja to faktycznie ja mocno mnie uścisnęła.
-O mój Boże, ale wyglądasz! Wow! Kiedy wróciłaś? Tęskniłam za Tobą, czemu nie odpisywałaś na moje maile?
-Wczoraj wieczorem. Nie wiedziałam nawet, że pisałaś- rodzice po tym wszystkim postanowili mnie odciąć kompletnie od wszystkiego co związane z Detroit. Nie miałam wyboru.
-Czemu wróciłaś? 
-Firma mojego taty Nas tu przeniosła z powrotem. 
-Tak się cieszę, że Cię widzę! Chodź musimy Cię pokazać Greysonowi!- powiedziała moja dawna przyjaciółka, po czym pociągnęła mnie za rękę i zaczęła biec w kierunku szkoły.
Nie miałam pojęcia, że aż tyle dla niej znaczyłam, a pokazała mi w przywitaniu że naprawdę byłam i jestem dla niej ważna. Jej oczy przepełniała radość i po prostu nie mogła uwierzyć w to, że mnie widzi. Ja pomimo wszystko nie czułam się z nią aż tak związana, a ona ze mną tak. Tak naprawdę nie zmieniła się za bardzo tak wizualnie- wciąż jest tak samo wysoka, chuda. nadal ubiera się na czarno i na swoje jasne oczy zakłada czarne soczewki. Włosów ewidentnie nie obcinała, bo sięgają jej już do pasa, kiedy wyjeżdżałam miała je zdecydowanie krótsze. Wciąż jej wygląd to kompletne przeciwieństwo mojego, nawet po mojej metamorfozie, ale podobno przeciwieństwa się przyciągają.

Próg szkoły przekroczyłam z ciągnącą mnie za rękę Sam, w zasadzie to cieszyłam się że nie musiałam robić tego samotnie. Wnętrze budynku wciąż wyglądało tak samo złowrogo i przywoływało trudne wspomnienia, aczkolwiek starałam się podnosić na duchu mówiąc, że już nie jestem tamtą dziewczyną. Jeśli nawet Chuck mnie nie poznał, a nie rozpoznał we mnie dziewczynki którą gnoił dla przyjemności z kolegami to chyba to dobry znak, mogę naprawdę zacząć tu od nowa. Ponieważ do pierwszej lekcji było jeszcze trochę czasu to Sam zaciągnęła mnie do Graysona.
-Gray Gray zobacz kto wrócił do Detroit.- wręcz wyśpiewała kiedy stanęłyśmy obok chłopaka. W odróżnieniu do Sam, Greyson podobnie jak ja przeszedł metamorfozę. Nigdy bym nie pomyślała, że kiedyś go uznam za przystojnego a jednak dziś gdy go zobaczyłam miałam tą myśl gdzieś z tyłu głowy.
-Olivka?- spytał uśmiechając się szeroko, w jego głosie można było usłyszeć niedowierzanie.
-Greyson?- zaśmiałam się a on w odpowiedzi mnie przytulił do siebie.
-Wow, wyglądasz...em...inaczej....ale naprawdę świetnie.
-Ty też.
-Skąd się tu wzięłaś?
-Musiałam wrócić do Detroit ze względu na pracę taty.
-Auć, czyli pewnie nie jesteś zbyt szczęśliwa co?
-Cieszę się, że Was widzę.- powiedziałam próbując się uśmiechnąć, ale Greyson miał rację. Nie jestem szczęśliwa. Fajnie było ich spotkać, porozmawiać, ale strach nie minął a na dźwięk dzwonku jeszcze się nasilił.
-Mam chemię teraz, a Wy?- spytał Greyson.
-Ja mam angielski.- odparła Sam.
-Ja też.
-Idziemy razem?- jako odpowiedź dostała moje kiwnięcie głową. Pożegnałyśmy się z Greysonem i ruszyłyśmy w stronę klasy, w której odbywała się nasza pierwsza lekcja.
W klasie usiadłyśmy obok siebie, dodatkowo nie zauważyłam wśród uczniów nikogo z gimnazjum, co mnie bardzo uspokoiło. Punkt dla Olivii!
-Liv?- Sam szepnęła mi do ucha.
-Hm?
-Czy zauważyłaś jak Grey się na Ciebie patrzył?
-Nie.
-No jak nie?
-No nie. Coś przegapiłam?
-Tak. Jego maślane oczka na twój widok.
-Oh daj spokój Sam, nie wygaduj głupot.
-Jak chcesz, ale moim zdaniem coś się tu kroi...
-Cisza!- krzyknęła nauczycielka.- Przeszkadzam Wam dziewczęta?- w odpowiedzi na jej pytanie obydwie przecząco pokręciłyśmy głowami.- Cóż Wy przeszkadzacie mi, więc jeśli chcecie się uczyć w tej klasie to lepiej odłóżcie ploteczki na przerwę.
Suka

Lekcje do przerwy obiadowej minęły spokojnie, może nie nawiązałam żadnych nowych znajomości, ale przynajmniej nikt mnie też nie wyzwał czy coś. Kiedy nadeszła przerwa obiadowa razem z Sam i Greysonem poszliśmy na stołówkę. W gimnazjum jadłam tylko raz na stołówce i po tym jednym razie zaprzestałam ze względu na to, że byłam w centrum uwagi większości osób. Wszyscy patrzyli na mnie i robili mi zdjęcia, wstawiając potem do internetu z wrednymi podpisami.
Po odebraniu posiłków usiedliśmy przy pierwszym pustym stole.
-Więc...jak było w Londynie?- spytał Greyson nawijając swoje spaghetti na widelec.
-W porządku, nie wydarzyło się nic specjalnego. Skupiłam się na diecie i ogólnie zmianach.
-Zaskoczyłaś mnie Livi, oczywiście pozytywnie.- powiedziała Sam ciepło się uśmiechając.
-Czym?
-Dobrze wiesz jak wyglądałaś w gimnazjum...
-Yep.- odparłam niechętnie na wspomnienie przez nią o moim wyglądzie.
-No, a teraz wyglądasz jak Kopciuszek, po prostu wspaniała zmiana!
-Dziękuję bardzo, ale naprawdę nie potrzebuję komplementów. Zrobiłam to dla siebie i tylko dla siebie.
Miałam wrażenie, że Greyson chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w tym momencie kiedy miał zamiar otworzyć usta drzwi od stołówki gwałtownie się otworzyły i wpadło 10 chłopaków.
-Przyszła dżungla.- parsknęła Sam pod nosem grzebiąc w swoim makaronie.
-Co?- spytałam nie wiedząc co ma na myśli i kim są te osoby.
-No błagam Cię Liv. Nie poznajesz ich?- kiedy zobaczyła znak zapytania na mojej twarzy kontynuowała- To zgraja Chucka Reeda.
-Myślą, że jak mają mięśnie, kasę i są w drużynie sportowej to mają wszystko, no ale cóż...kultury to im brak.- dodał Greyson patrząc na nich z zażenowaniem.
Faktycznie, zauważyłam go. Chucka.
Był trzeci w kolejce po jedzenie i dłonią przeczesywał swoje włosy. Zastanawiałam się co takiego mu się stało w życiu, że jest tak beznadziejny. Nie wiem, lubię czasem patrząc na ludzi tak myśleć o nich, nawet jeśli praktycznie ich nie znam. Bo nie znam Chucka, jedyne co o nim wiem to to, że nazywa się Chuck Reed, jego mama Anita ma sieć drogerii a tata (nie znam imienia) ma jakiś większy biznes. Wiem, że jest rok starszy i nie ma rodzeństwa. I to by było na tyle. Zamyśliłam się na tyle, że straciłam go z punktu widzenia. Kątem oka widziałam, że Sam wstaje od stołu i z tego zamyślenia oderwał mnie jej pisk.
Szybko się odwróciłam i zobaczyłam moją przyjaciółkę całą w sosie i makaronie, a obok niej śmiejącego się Chucka.
-Czy ty masz kurwa oczy?- wrzasnęła.
-Yep, na szczęście. Gdybym nie miał nie mógłbym widzieć jak śmiesznie wyglądasz.
Po jego jednym zdaniu aż się we mnie zagotowało i pomimo tego strachu pomoc Sam była ważniejsza:
-Jesteś bezczelny.- wypaliłam, jednak kiedy jego niebieskie oczy przeniosły się na mnie zaczęłam żałować tego co powiedziałam. Jego oczy były jak diament- mocne, ostre i piękne.
-Słucham?
-Jesteś....bezczelny.- odpowiedziałam ponownie próbując nie pokazać swoich nerwów. Jego wzrok chwile na mnie utkwił, aczkolwiek po chwili spojrzał na swoich kolegów i nieco ciszej powiedział:
-Idziemy.- i jego cała banda odeszła, zostawiając biedną, rozgoryczoną i wyklinającą ich wszystkich Sam.
_____________________________________
Rozdział powiem Wam, że "bez szału" i wiem o tym, ale od czegoś musi się zacząć prawda? :)
Tak czy siak mam nadzieję, że się Wam spodobało i po tej lekturze wpadniecie tu na następny rozdział. 
Czytasz = komentujesz!
Dla Was komentarz to nic takiego, chwilka czasu a dla mnie ogromna zachęta do dalszej pracy :)
Buziaki!!

poniedziałek, 6 lipca 2015

Prolog

Chciałabym umieć latać.
Kto by nie chciał?
Gdybym umiała latać, odleciałabym daleko, hen za horyzont i już nigdy nie wróciła. Możliwe, że byłaby to jedna z lepszych decyzji podjętych przeze mnie w ciągu całych 17 lat życia. Zniknąć. Po prostu zniknąć. Czasem ma wrażenie, że nawet jeśli by się to stało to i tak nikt prócz moich rodziców i brata nie zauważyłby braku mojej obecności. W zasadzie to ciężko żeby ktoś inny to zauważył skoro nie mam w swoim życiu nikogo prócz nich.
Większość nastolatków zajmuje się imprezami, ćpaniem i uprawianiem seksu na imprezach po naćpaniu, ja taka nie jestem. Do szczęścia w zasadzie wystarczą mi skrzypce i dobra książka.
Oczywiście jest to kłamstwo. Nienawidzę swojego życia za to jaką jest samotnością. Nie mam chłopaka, najlepszej przyjaciółki i im jestem starsza tym bardziej mi to doskwiera. To nie tak, że z reguły nie nawiązuje żadnych znajomości, to nie tak, że nie chcę- ja bardzo chcę, ale niestety nie potrafię. W podstawówce miałam masę znajomych i wiele osób określało mnie jako osobę komunikatywną, no ale niestety potem przyszedł czas na gimnazjum. Gimnazjum zapamiętałam jako najgorszy okres mojego życia, spotkałam wówczas dwóch przyjaciół- Sam i Greysona i tylko oni mnie nie ocenili patrząc na wygląd. Przyznaję, że gimnazjum to nie były dni mojej chwały- byłam otyła, zazwyczaj ubierałam się w dresy ponieważ w nic innego się nie mieściłam, miałam aparat na zębach i dodatkowo ogromne okulary na nosie, ogólnie rzecz biorąc nie byłam zadbaną dziewczynką. Nikt nie chciał się kumplować z grubaską, nikt prócz Sam i Greya. Kiedy już się lepiej poznaliśmy wszystko wyglądało tak jakby zapowiadało się okej, nic bardziej mylnego. Kiedy ja miałam wrażenie, że burza się kończy ona tak naprawdę dopiero nadchodziła. Dzieciaki nazywały Nas świrami, wytykały palcami, uciekały jak tylko się zbliżaliśmy tak jakbyśmy przez dotyk czy samą obecność przenosili jakąś nieuleczalną chorobę, w tym wszystkim najwięcej hejtów było kierowanych do mnie. Byłam twarda i ich słowa mnie nie ruszały, pękłam dopiero w momencie kiedy hejty zmieniły się w prawdziwe prześladowanie. Zamykali mnie w toaletach, poniżali przy każdej możliwej okazji- raz nawet podczas akademii z okazji Dnia Matki kiedy recytowałam wiersz, jeden ze starszych chłopaków przy wszystkich ściągnął mi spodnie, wielokrotnie byłam też klepana po pupie kiedy szłam po korytarzu, mój plecak nie raz trafiał do śmietnika ale najgorszym ze wszystkiego była kradzież mojego pamiętnika i opublikowanie jego zawartości na ścianach szkoły. Wtedy też wyszło na jaw moje zauroczenie Chuckiem Reedem, bardzo popularnym dzieciakiem o którym praktycznie był mój cały pamiętnik. Uczniowie rwali kartki z zeszytu i przyklejali je na ściany, tablice informacyjne, moją szafkę. Po tym wydarzeniu miałam myśli samobójcze o czym dowiedziała się moja mama- dopiero wtedy rodzina dowiedziała się jakie piekło przechodziłam w szkole. Tata od razu stwierdził, że nie ma nad czym się zastanawiać i się przeprowadzamy. Firma w której pracuje daje możliwość różnych służbowych wyjazdów na lata i pomimo, że zazwyczaj są to nakazy wyjazdu to mój tata poprosił o takie przeniesienie i padło na Londyn.
W Londynie nie chciałam zawierać przyjaźni ze względu na przykre doświadczenia, aczkolwiek tam dzieciaki chociaż nie obrażały mnie, w zasadzie mój wygląd był dla nich obojętny, ja byłam obojętna. Założę się, że mało kto znał moje imię. Nie przeszkadzało mi to, ponieważ mogłam się skupić na zmianach.
Zaczęłam chodzić na siłownię, codziennie rano i wieczorem biegałam, przeszłam na dietę dzięki czemu zrzuciłam wiele zbędnych kilogramów.
Drastycznie obcięłam moje długie, sięgające aż za pupę włosy, wyrzuciłam wszystkie dresy i kupiłam nowe ubrania, zaczęłam się również malować. Aparat na zęby ściągnęłam, a zamiast okularów wybrałam soczewki. W końcu wyglądałam jak na młodą kobietę przystało. Metamorfoza zajęła mi bardzo dużo czasu i nim się obejrzałam tata przyszedł do domu z wiadomością, że firma chce go przenieść z powrotem do Detroit i dodatkowo za to dostanie awans.
Zamarłam.
Moją pierwszą myślą było- Ja nie chcę tam wracać, ale niestety nie miałam wyboru. Starałam się być twarda i pokazywać jak cieszę się z awansu taty, niestety w rzeczywistości czułam się jakbym miała zwymiotować.
Teraz zapinając pasy w samolocie uczucie to nie mija, a wręcz się nasila, mam w oczach łzy a dłonie mi się pocą ze zdenerwowania. Mama ściska moją rękę.
-Będzie wszystko dobrze Livy. Przeszłość nie wróci, jesteś dziś zupełnie inną osobą niż 3 lata temu i nic Ci się nie stanie, obiecuję. Pójdziesz do liceum, zdobędziesz masę przyjaciół, zobaczysz.
Chciałam jej przypomnieć, że jest jedno liceum w Detroit i, że wszyscy z mojego starego gimnazjum pójdą tam, ale kiedy ucałowała mnie w czoło poczułam, że ona chce wierzyć w to co mówi i próbuje w to wierzyć, nie chciałam jej psuć wizji tego, że wszystko będzie dobrze.