poniedziałek, 6 lipca 2015

Prolog

Chciałabym umieć latać.
Kto by nie chciał?
Gdybym umiała latać, odleciałabym daleko, hen za horyzont i już nigdy nie wróciła. Możliwe, że byłaby to jedna z lepszych decyzji podjętych przeze mnie w ciągu całych 17 lat życia. Zniknąć. Po prostu zniknąć. Czasem ma wrażenie, że nawet jeśli by się to stało to i tak nikt prócz moich rodziców i brata nie zauważyłby braku mojej obecności. W zasadzie to ciężko żeby ktoś inny to zauważył skoro nie mam w swoim życiu nikogo prócz nich.
Większość nastolatków zajmuje się imprezami, ćpaniem i uprawianiem seksu na imprezach po naćpaniu, ja taka nie jestem. Do szczęścia w zasadzie wystarczą mi skrzypce i dobra książka.
Oczywiście jest to kłamstwo. Nienawidzę swojego życia za to jaką jest samotnością. Nie mam chłopaka, najlepszej przyjaciółki i im jestem starsza tym bardziej mi to doskwiera. To nie tak, że z reguły nie nawiązuje żadnych znajomości, to nie tak, że nie chcę- ja bardzo chcę, ale niestety nie potrafię. W podstawówce miałam masę znajomych i wiele osób określało mnie jako osobę komunikatywną, no ale niestety potem przyszedł czas na gimnazjum. Gimnazjum zapamiętałam jako najgorszy okres mojego życia, spotkałam wówczas dwóch przyjaciół- Sam i Greysona i tylko oni mnie nie ocenili patrząc na wygląd. Przyznaję, że gimnazjum to nie były dni mojej chwały- byłam otyła, zazwyczaj ubierałam się w dresy ponieważ w nic innego się nie mieściłam, miałam aparat na zębach i dodatkowo ogromne okulary na nosie, ogólnie rzecz biorąc nie byłam zadbaną dziewczynką. Nikt nie chciał się kumplować z grubaską, nikt prócz Sam i Greya. Kiedy już się lepiej poznaliśmy wszystko wyglądało tak jakby zapowiadało się okej, nic bardziej mylnego. Kiedy ja miałam wrażenie, że burza się kończy ona tak naprawdę dopiero nadchodziła. Dzieciaki nazywały Nas świrami, wytykały palcami, uciekały jak tylko się zbliżaliśmy tak jakbyśmy przez dotyk czy samą obecność przenosili jakąś nieuleczalną chorobę, w tym wszystkim najwięcej hejtów było kierowanych do mnie. Byłam twarda i ich słowa mnie nie ruszały, pękłam dopiero w momencie kiedy hejty zmieniły się w prawdziwe prześladowanie. Zamykali mnie w toaletach, poniżali przy każdej możliwej okazji- raz nawet podczas akademii z okazji Dnia Matki kiedy recytowałam wiersz, jeden ze starszych chłopaków przy wszystkich ściągnął mi spodnie, wielokrotnie byłam też klepana po pupie kiedy szłam po korytarzu, mój plecak nie raz trafiał do śmietnika ale najgorszym ze wszystkiego była kradzież mojego pamiętnika i opublikowanie jego zawartości na ścianach szkoły. Wtedy też wyszło na jaw moje zauroczenie Chuckiem Reedem, bardzo popularnym dzieciakiem o którym praktycznie był mój cały pamiętnik. Uczniowie rwali kartki z zeszytu i przyklejali je na ściany, tablice informacyjne, moją szafkę. Po tym wydarzeniu miałam myśli samobójcze o czym dowiedziała się moja mama- dopiero wtedy rodzina dowiedziała się jakie piekło przechodziłam w szkole. Tata od razu stwierdził, że nie ma nad czym się zastanawiać i się przeprowadzamy. Firma w której pracuje daje możliwość różnych służbowych wyjazdów na lata i pomimo, że zazwyczaj są to nakazy wyjazdu to mój tata poprosił o takie przeniesienie i padło na Londyn.
W Londynie nie chciałam zawierać przyjaźni ze względu na przykre doświadczenia, aczkolwiek tam dzieciaki chociaż nie obrażały mnie, w zasadzie mój wygląd był dla nich obojętny, ja byłam obojętna. Założę się, że mało kto znał moje imię. Nie przeszkadzało mi to, ponieważ mogłam się skupić na zmianach.
Zaczęłam chodzić na siłownię, codziennie rano i wieczorem biegałam, przeszłam na dietę dzięki czemu zrzuciłam wiele zbędnych kilogramów.
Drastycznie obcięłam moje długie, sięgające aż za pupę włosy, wyrzuciłam wszystkie dresy i kupiłam nowe ubrania, zaczęłam się również malować. Aparat na zęby ściągnęłam, a zamiast okularów wybrałam soczewki. W końcu wyglądałam jak na młodą kobietę przystało. Metamorfoza zajęła mi bardzo dużo czasu i nim się obejrzałam tata przyszedł do domu z wiadomością, że firma chce go przenieść z powrotem do Detroit i dodatkowo za to dostanie awans.
Zamarłam.
Moją pierwszą myślą było- Ja nie chcę tam wracać, ale niestety nie miałam wyboru. Starałam się być twarda i pokazywać jak cieszę się z awansu taty, niestety w rzeczywistości czułam się jakbym miała zwymiotować.
Teraz zapinając pasy w samolocie uczucie to nie mija, a wręcz się nasila, mam w oczach łzy a dłonie mi się pocą ze zdenerwowania. Mama ściska moją rękę.
-Będzie wszystko dobrze Livy. Przeszłość nie wróci, jesteś dziś zupełnie inną osobą niż 3 lata temu i nic Ci się nie stanie, obiecuję. Pójdziesz do liceum, zdobędziesz masę przyjaciół, zobaczysz.
Chciałam jej przypomnieć, że jest jedno liceum w Detroit i, że wszyscy z mojego starego gimnazjum pójdą tam, ale kiedy ucałowała mnie w czoło poczułam, że ona chce wierzyć w to co mówi i próbuje w to wierzyć, nie chciałam jej psuć wizji tego, że wszystko będzie dobrze.

5 komentarzy:

  1. Ciekawy, długi prolog. Mam nadzieję, że nie stracisz chęci i weny i kolejne rozdziały będą również interesujące.
    Na pewno jeszcze tutaj zajrzę.
    -Carmen

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapowiada się super! Obyś pisała dalej ja napewno wszystko przeczytam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku dziękuję Wam bardzo <3 Komentarze to niby taka drobnostka, a jednak bardzo napędzają do pracy :) <3 Jeszcze raz dziekuję!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeden z lepszych prologów jakie miałam możliwość czytać. Zapowiada się naprawdę ciekawie. To opowiadanie ma potencjał. Cieszę się niezmiernie, że trafiłam na twego bloga. Jestem już twoją stałą czytelniczką. Zabieram się do czytania 1 rozdziału, a Ciebie kochana zapraszam do mnie ;)
    live-in-danger.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przemiła!❤️ Bardzo dziękuję i na pewno wpadnę!:)

      Usuń